(przed)Świątecznie...

No więc stało się.... Musiało w końcu i mnie to dopaść... Nie widziałam już sensu oszukiwać się, że jeszcze jest czas na to wszystko... :P :P :P Mam wrażenie, że przygotowania do świąt Bożego Narodzenia każdego roku zaczynają się coraz szybciej :P Więc się poddałam temu szaleństwu i szyję sobie różne takie umilacze wzrokowe na święta :D
W jednej z książek o Tildach znalazłam przepiękne rożki. W pierwotnej wersji miały one jeszcze doszyte buźki aniołków i skrzydełka, ale chciałam najpierw spróbować swoich sił w uszyciu samych rożków. Przygotowanie wykroju i uszycie jednego takiego cudeńka zajęło mi zaledwie 20 minut a samo ozdabianie było raczej zajęciem na czas oglądania filmu :) żeby było czym ręce zająć. Bo ja przecież wciąż na diecie jestem :P a wiadomo co się dzieje jak się siedzi wieczorem przed TV...:D
W zakładce szablony dodałam skany z książki jak je wykonać (klik), zdjęcie numer 6. W razie pytań piszcie :D




Jak widać na załączonych zdjęciach skrzaty już grzeją sobie miejsce przed świątecznym szałem właścicielki :D

W sumie się zastanawiałam czy dodać kolejne zdjęcie, bo to co na nim jest nie jest jakoś specjalnie twórcze a tylko służy jak pomocnik przy szyciu. Tzn. jak coś uszyję zawieszam sobie to na moim "wieszaku z wieszaka" i przyglądam się bacznie czy jest to do przyjęcia :D Ale może kogoś mój pomysł zainspiruje...


Na przykład powiesiłam moje rożki i teraz już wiem, że źle nie wyglądają. A gdy zrobię następne to na pewno będą jeszcze ładniejsze :)


A wszystkim Blogowiczkom, które kibicują mi  przy zrzucaniu zbędnych kilogramów, chcę napisać, że mam już 5 kg mniej :D Juppppiiii Jeszcze trochę....:D

Udanego weekendu, pozdrawiam wszystkich cieplutko
Munia lżejsza o 5 kg :D

Kuchenne Rewolucje - New York blueberry cheesecake :)

Sernik jest wyśmienity a więc dlatego podzielę z Wami przepisem jak ciastem nie mogę...chyba, że ktoś ma ochotę i jest w pobliżu krainy Trolli to serdecznie zapraszam...tylko trzeba się pospieszyć, bo już pół sernika zniknęło - dobrze, że dzisiaj mam step, inaczej mogłoby to się źle dla mnie skończyć :-P


Aaa i jeszcze specjalne podziękowania dla Aniado(klik), która użyczyła mi sprzętu High Technology :-P do wykonywania zdjęć przy pochmurnej pogodzie...hihihi


New York blueberry cheesecake

(przepis pochodzi z norweskiej książki kucharskiej "A piece of cake" Leila Lindholm)

Spód:
300 g ciastek Digestive klik
150 g masła (musi mieć temperaturę pokojową)

Masa:
600 g serka śmietankowego typu Philadelphia klik
2,5 dl serka homogenizowanego 
1 dl cukru
1 dl mąki kukurydzianej
2 łyżeczki cukru waniliowego
3 jajka
1 dl śmietany kremówki
200 g dobrej białej czekolady
1,5 dl świeżych lub mrożonych jagód

Polewa:
Jogurt jagodowy

*1dl = 100 ml

1.    Nagrzać piekarnik do 175C.
2.    Skruszyć ciastka na miał i zagnieść z masłem. 
3.    Wyłożyć okrągłą formę (śr.23 cm) papierem do pieczenia a następnie rozłożyć w niej równomiernie masę z ciastek i masła. 
4.    Piec około 10 minut (my piekliśmy około 15 min.)
5.    Serek Philadelphia połączyć z serkiem homogenizowanym w jednolitą konsystencję.
6.    Wymieszać cukier, mąkę kukurydzianą oraz cukier waniliowy i dodać masę serową.
7.    Rozbić jajka i wymiksować ze śmietaną.
8.    Połamać czekoladę na malutkie kawałeczki i roztopić w kąpieli wodnej (kawałki czekolady włożyć do   naczynia, które będzie stało w innym wypełnionym gorącą wodą).
9.    Wszystko połączyć ze sobą i wymieszać w jednolitą całość.
10.   Przygotować jagody - wcześniej rozmrożone odcedzić od wody.
11.   Masę sernikową wlać do formy do pieczenia, na wierzch ułożyć jagody.
12.   Piec 40 minut, można przykryć na początku folią aluminiową, żeby nie przypiekły się jagody. W trakcie pieczenia należy ją ściągnąć. 
13.   Po 40 minutach wyłączamy piekarnik i pozostawiamy w nim ciasto na kolejne 30 minut, żeby się ścięło.
14.   Schłodzony sernik przed podaniem polewamy jogurtem jagodowym.

S M A C Z N E G O ! ! !


Sernik znika z talerzy błyskawicznie........


Życzę smakowitej środy :) i do zobaczyska.....
Buziole :*

Munia

Dekoracyjny mix i trochę o tym, gdzie byłam kiedy mnie nie było :)

Żebym tak czasem mi się chciało jak mi się nie chce, to bym była szczęśliwa...:P
Muszę się przyznać, że ostatnio bardzo ale to bardzo zaniedbuję moją twórczość. Mogłabym rzec, że traktuję ją ostatnio trochę po macoszemu, bo coś innego zaprząta moją główkę. A jest to...siłownia :D Tak, tak moje drogie Blogowiczki dobrze czytacie. Przeszłam na dietę, zapisałam się na siłownię, basen i od czasu do czasu sauna a to tylko po to, żeby zrzucić pociążowy nadbagaż. W ciąży przytyłam niemal 25 kg i za cholerę nie mogłam wrócić do poprzedniej wagi. Do mojej upragnionej sylwetki zostało mi 8 kg, a 3 zrzuciłam w ciągu dwóch tygodni, stosując dietę i ćwiczenia :) I dopnę swego, choćbym już miała nigdy niczego nie stworzyć! Aż w takiej jestem desperacji ! ! ! A może lepiej się nie zarzekać, że nic nie wydziergam, nie uszyję... Bo jak się okażę, że jestem skazana na życie z niechcianymi kilogramami, to może chociaż te popierdółki sprawią uśmiech na mej twarzy. W poszukiwaniu sposobu na jakąś ludzką dietę, przepisy... natknęłam się na wspaniały blog LEPSZY SMAK. Prowadzi go przesympatyczna Aniado, której Mąż przeszedł na dietę, schudł 25 kg a Ona postanowiła się podzielić z innymi przepisami jakie stosuje dla swojego Męża w jego walce z nadwagą. I co najważniejsze...są to normalne i proste przepisy, bez wymyślnych składników. Mąż Aniado stosuje tą dietę wraz z zalecaniami dietetyka...5x dziennie małych porcji, bezwzględny zakaz jedzenia po 22ej... I to mi pasuje, bo przyznam się, że już stosowałam różne diety ale bez rezultatów, bo ciężko jest się ograniczać ze wszystkim i patrzeć jak wszyscy jedzą, kiedy język do d.... ucieka :)! Tylko ja na tą metodę wpadłam prędzej niż na ten blog, więc się ucieszyłam podwójnie, bo okazało się, że idę w dobrym kierunku, to raz a dwa...już nie mam problemu co przygotować sobie do jedzenia. Zamierzam do końca roku wbić się w moje spodnie sprzed ciąży, wbić i nie wylewać się bokami. Oczywiście w tym całym poskramianiu moich kalorii wspiera mnie moja Sąsiadeczka Haniula, bo chodzimy na siłownię razem niczym Muszkieterowie, ramię w ramię, noga w nogę, fałdka w fałdkę. We dwie zawsze raźniej i działa to pobudzająco na zdrową rywalizację.

A teraz wracając do tego o czym jest ten blog to ...obecnie nie zaczynam tworzyć nic nowego, ale dokańczam stare projekty. Odnowiłam klosz, do lampy która była moim łowem z klamociarni.
Na plastikową otoczkę która podtrzymywała z góry i z dołu metalową konstrukcję klosza nakleiłam i przyszyłam dla wzmocnienia materiał w róże, a dodatkowo ozdobiłam wszystko pomponikami na taśmie. Trochę sobie palce przy tym pokułam, bo plastik był dość twardy, ale najważniejsze że efekt pracy zadowalający.
Ja tu piszę i piszę...a zapomniałam, że zdjęć nie porobiłam... Więc idę po aparat i pstryknę kilka fotek :)





A przede mną jeszcze dokończenie haftu xxx napisu H O M E, który będzie wieńczył moją ścianę nad regałem w salonie. Pozostała do wyszycia literka "E", umieszczenie całości w rameczkach i gotowe do powieszenia :D




Prośba prosto z serca :)
Jak wiadomo samo szycie serduszek to dość łatwa sprawa, pomijając, że nadawanie pożądanego kształtu to wyższa szkoła jazdy i techniki. I gdyby ktoś dotarł do tego momentu, to może mi podpowie co robię nie tak przy zszywaniu serc. Chodzi o to, że na lewej stronie szew wygląda prosto, kształtnie i ładnie, a gdy przewrócę na prawą stronę, to w miejscu gdzie się łączy serduszko u góry (chodzi o punkt w którym schodzą się te dwa półkola ;) ) powstaje nieładne zmarszczenie, które muszę rozpruwać i łączyć na prawej stronie. Próbowałam już różnych metod zszywania od dołu w lewo w jedną stronę, potem od dołu w prawą stronę aż do złączeń na górze, albo od dołu serca na około w prawo lub w lewo... Będę bardzo wdzięczna za jakąkolwiek wskazówkę. A póki co pokazuję dwa podłużne serca, połączone srebną nitką, zakończone kryształkami wiszące sobie w okienku w salonie. Jedynie cosik pogoda nie dopisuje ostatnio na przy robieniu zdjęć...

 

A oto ewidentny dowód, że jesień rozgościła się w moim mieście na stałe i wszystko wskazuje, że właśnie taka będzie w tym roku, szara, bura i deszczowa :) Tak na marginesie, to ja uwielbiam taką pogodę, ale o tym już kiedyś pisałam. A po wodzie płynie mój promik, którym pływam do miasta, bo takie są uroki mieszkania na wyspie ! :) Czasami to jedyny sposób, by ominąć korki i jazdę na około :D


I na koniec najmniej przyjemna sprawa... trzeba się przyznać do pewnych zaniedbań... A mianowicie ja wszystkich moich stałych bywalców i tych nowych szczerze przepraszam, że tak Was ostatnio zaniedbuje...i komentarzy nigdzie nie zostawiam i nie odwiedzam, a nie wspomnę, że jakieś 1000 osób temu miało być CANDY. Obiecuję, że w najbliższym czasie to się zmieni, oczywiście na lepsze :D


Pozdrawiam cieplutko,
Munia

Haftowanie krzyżykiem - moja nowa obsesja :)

Troszkę mnie tu nie było, ale to nie znaczy, że się leniłam :) Tak mi się spodobało haftowanie krzyżykiem, że sobie haftuję co i jak popadnie :D Nie mam zapędów na duże i kolorowe hafty i dlatego sobie wyszywam takie malutkie :) Już mnie męczy ta norweska jasność i dlatego czekam na zbliżające się jesienne szarości i wtedy to dopiero zacznę szaleć. Niesamowita rzecz się ze mną ostatnio dzieje - nie mam w ogóle ochoty na jakiekolwiek zakupy a przecież jesień się zbliża i trzeba się zaopatrzyć w coś ciepłego... Nawet Mężo spogląda na mnie niespokojnym wzrokiem, pewnie myśli, że może chora jestem czy coś :P A to po prostu nic innego jak głowa pełna pomysłów do szycia i tworzenia trzyma mnie w domu. Bo jak pomyślę, że mam latać po sklepach i przedzierać się przez tłumy, to wolę jakoś spokojnie w domu posiedzieć z herbatką i tamborkiem :P:) No nic, pewnie na starość mi odbije i wtedy zamiast tworzyć, będę latać jak szalona 16stka po sklepach :) Kilka dni z rzędu Ola wstaje o 5 i szaleje, potem jak pójdzie spać to ja robię obiadek, ogarniam mieszkanko... Potem cały dzień wybity z rytmu, bo ząbki wychodzą jej wyjątkowo długo i paskudnie... I przez to ja cierpię podwójnie...bo żal patrzeć jak się dzieciątko męczy no i nie mogę się wyspać, a samo się w domu nie zrobi... To się Wam namarudziłam.... Pewnie nie jedyna tak mam, więc już nic więcej w temacie nie napiszę, bo wyjdę na zrzędę....
Za to napiszę o tym co zrobiłam:) Jakiś czas temu z pozostałości materiałowych po przednim wianku, zrobiłam jeszcze jeden taki sam, tylko mniejszy i z innymi dekoracjami.




Obowiązkowo musiał się znaleźć ptaszek i aniołek, mój ulubiony motyw przewodni w dekoracjach :) Troszeczkę mam za twardą kanwę i przez co deformuje mi się kształt serduszka. Próbowałam na innej o większych oczkach i bardziej miękkiej i okazało się, że nie spełnia moich oczekiwań... serduszko wyglądało po prostu nieestetycznie, więc je rozprułam, i wyszyty monogram z pierwszą literą mojego imienia znalazł inne zastosowanie...praktyczno-ozdobne. Uszyłam płócienny woreczek na cokolwiek:) a przód właśnie ozdobiłam kanwą z haftem:



I na koniec takie malutkie serduszko z wyhaftowaną datą ślubu pewnej przemiłej osóbki, którą miałam okazję ostatnio poznać...:):* I pomysł zrodził się niemal tak natychmiast, że nim się obejrzałam był już zrealizowany :) To się nazywa mieć czyny szybsze niż umysł :D



Pozdrawiam serdecznie moich przemiłych blogowych zaglądaczy i dziękuję za wszystkie głosy w konkursie w którym biorę udział :)

Buziolki:*****
Munia

Konkurs!Potrzebuję Wasze głosy!:)

Kilka dni awarii z internetem a ja już miałam depresję :P
Ale ja nie o tym, ja tak szybko bo mam WIELKĄ PROŚBĘ. Wzięłam udział w konkursie, organizowanym na terenie Norwegii, jest to konkurs prac ręcznych zorganizowany przez sieć sklepów Panduro w których zaopatruję się min. w materiały różnego rodzaju, farby, Tildowe cudeńka... Zawieszkę pokazywałam już wcześniej i niemal całość to właśnie materiały, które kupuję w tym sklepie:) Moja praca to: 


Jeśli macie facebooka, wystarczy wejść na stronę http://www.lagenytt.no/gallery/photo/510 i nacisnąć kciuk, wówczas przerzuci Was na stronę logowania na Wasze konto na facebooku. Oczywiście głosujcie zgodnie z tym co podpowiada Wam serce i rozum :)
Zakończenie konkursu 29 września 2011 :)




Naprawdę bardzo dziękuję za wszystkie głosy a ja zmykam do moich szyciowych zaległości, bo trochę już  nowych rzeczy poczyniłam i wypadałoby je pokazać :)


Pozdrawiam wszystkich cieplutko, buziole :*

Słoiczki z materiałowym wieczkiem

We wcześniejszym poście pisałam o klamociarni i o skarbach stamtąd przytaszczonych :) Te słoiczki nie były celem mojej wyprawy i o mały włos nie stałabym się ich szczęśliwą posiadaczką... Znalazłam je przypadkiem, gdy wychodziłam zatrzymałam się przy regale na którym stała ogromna ilość mini wazoników (!) jak dla mnie całkowicie nieprzydatnych za to zbierających tylko kurz... I te oto słoiczki stały sobie na dolnym regale, zastawione przez owe wazoniki. I tu kolejne miłe zaskoczenie...nabyłam je za 15 NOK (jakieś 7,5 zł). Oczywiście musiały odstać swoje w kolejce do przeróbki. Teraz będę miała kolejne pojemniczki na przydasie i inne takie, które nie miały swojego "domku".Widziałam już je wcześniej w jednej z książek o Tildach, a ich norweska nazwa to Syglass.Ze skrawków materiałów poczyniłam takie oto wieczka :)






Co najważniejsze mogłam bez wyrzutów sumienia usiąść do moich popierdółek, a to za sprawą iście jesiennej aury. Jesień to moja ulubiona pora roku. Uwielbiam deszcz, chłodne wiatry pod warunkiem, że siedzę w domku:) wtedy bez reszty mogę zatracić się w tworzeniu... Po prostu uwielbiam klimat związany z tą porą roku. Dla innych jest ona depresyjna, a dla mnie sprawia, że mam chęć do życia !





W tle część mojej biblioteczki z której min. czerpię inspiracje :)

PeeS:
Pierwsze zdjęcie to mój debiut w robieniu kolażu ze zdjęć :) Czyli sama sobie życie utrudniam, żeby potem było ładniej.

PeeS 2:
Specjalne buziaki dla mojego Męża, który zerka na mnie zza kanapy, chcąc zapewne żeby już odeszła od komputera i spędziła z nim trochę czasu :):*

Pozdrawiam i życzę wszystkim udanego weekendu :*
Munia

Haftowane serce i skarby z klamociarni...

Całodniowa awaria z blogiem usunięta...hurrrraaa:) Akurat kiedy chciałam pisać posta, edytor odmówił posłuszeństwa. Najważniejsze, że wszystko już działa! A więc zaczynamy, będzie jak zwykle kolorowo, dużo zdjęć i wielka rozbieżność tematyczna z malutkim wspólnym akcentem -klamociarni- zapraszam.
Od czego by tu zacząć...A więc tak tajemniczy projekt z YouTube leży sobie i co jakiś czas daje o sobie znać - skończ mnie wreszcie - wydawało by się słyszeć:P, lecz to nie ów tajemniczy projekt woła tylko moje wyrzuty sumienia. Po prostu jak coś jest monotematyczne i długie to się robi nudne, a jak się robi nudne to zaczynam robić coś nowego. I tym oto sposobem mam dużo rozpoczętych prac, które wypadałoby kiedyś skończyć :) "Kiedyś" to dobre słowo:D Ale żeby nie było, że jestem leniem patentowym, to czasami zdarza mi się coś zrobić od początku do końca niemal za jednym zamachem. I tak powstało moje pierwsze haftowane krzyżykiem serduszko cudeńko. Haftowanie tego motywu było dla mnie ogromną frajdą, bo obrazek niemal od razu był widoczny przez co tak mi się nie dłużyło jego wyszywanie. Na wielu blogach widziałam podobne i byłam pod ogromnym wrażeniem ich wykonania. Dlatego postanowiłam sama sobie sprawić taką ozdóbkę. A że ostatnio stałam się szczęśliwą posiadaczką genialnej książki o haftach, to wystarczyło tylko usiąść i haftować. Książka to "Made in France - Cross stitch and embroidery in red, white and blue" Agnes Delage-Calvet - Anne Sohier-Fournel, Muriel Brunet - Francoise Ritz - wydanie angielskojęzyczne. Szczerze ją polecam, są w niej setki wzorów haftów krzyżykowych, pełno kolorowych ilustracji i pomysłów na ciekawe ich zastosowanie.





Najpierw jesienią straszyłam i wrzos pokazywałam a teraz jakoś świętami u mnie powiało:) To przez połączenie czerwonego i białego, choć mogę Was zapewnić, że ten wzór jest jak najbardziej letni. Muszę się przyznać, że jeśli chodzi o ozdoby świąteczne, to zaczynam robić je od września, bo niby tyle czasu do grudnia, ale zawsze po drodze coś wyskoczy i potem się okazuje, że jest już grudzień. Ale skoro jeszcze mamy sierpień i kalendarzowe lato, choć za oknem raczej powoli już jesiennie się robi, to obiecuję, że do września ani słowa o grudniowych świętach :)
Na wstępie pisałam, że będzie o klamociarni, więc skoro słowo się rzekło... a do serduszka jeszcze powrócę w duecie z moim znaleziskiem po liftingu - ale za nim to nastąpi, przedstawiam moje łupy - zdjęcia były robione w mega tempie, bo Ola spała i gdyby w to wszystko wpadła, to marny by był los moich skarbów:)


Większość z tych ramek jest już pomalowana i wyczyszczona, szczególnie jestem dumna z tego okazu poniżej. Niestety nie zdążyłam zrobić zdjęcia przed i po, widnieje ona jednak na pierwszej fotografii z klamociarni po prawej stronie u góry. Była koloru bordowego a wewnątrz była jakaś imitacja namalowanego obrazu. Druga ramka jest podobna, lecz i ją już machnęłam pędzlem. Reszta rzeczy w tym lampa jest już przemalowana i ma nowy abażur, ale o tym przy następnej okazji.
Ramkę pomalowałam najpierw na biało, potem machnęłam gdzieniegdzie szerokim pędzlem farbą zielono - niebieską. Na koniec zastosowałam po raz pierwszy lakier postarzający dwuskładnikowy i oto co wyszło...



Wewnętrzna część ramki ukazuje jej kolor:


Efekt starej ramki osiągnięty. Jupi!
No i tak sobie pomyślałam, że można by było połączyć ze sobą te dwa okazy i zawiesić na ścianie jako jedną całość....



Potrzebuję jeszcze parę ramek i moja twórcza ściana będzie skończona i nią też się będę mogła Wam pochwalić:)
Na koniec raz jeszcze moje haftowane serduszko, podaję Wam je na mojej dłoni :)

Naprawdę bardzo, bardzo dziękuję wszystkim za bardzo miłe słowa i miłe opinie. To miejsce jest moim lekarstwem na bolączki dnia codziennego. Do zobaczenia....:*

Pozdrawiam cieplutko
Munia

Krzyżykowa korona i ramka Shabby Chic

Już jakiś czas temu znalazłam na innych blogach przepięknie haftowane obrazki krzyżykiem. Na pierwszy rzut oka wydają się dość łatwe do wykonania, ale gdy przychodzi co do czego to okazuje się, że w tym wszystkim liczy się przede wszystkim precyzja wykonania. Znalazłam bardzo fajną stronkę na której można znaleźć dobrze zilustrowane TECHNIKI HAFCIARSKIE. Zakochałam się w jednokolorowych haftach krzyżykowych. Na blogu Penelopis znalazłam bardzo przydatne wzory przepięknych koron. Przygotowałam sobie co trzeba i bez żadnego wcześniejszego zaplecza wiedzy na temat haftowania krzyżykiem wyszyłam swoją pierwszą i na pewno nie ostatnią koronę:) Uuuu jak to wciąga...





Ramka w której umieściłam swój haft, to mój jeden z wielu nabytków z klamociarni (więcej o moich zakupach w następnym poście) i była w kolorze brązowym. Stosując metodę Shabby Chic , dostała ona drugie życie. Czasami ciężko mi uwierzyć, że tego typu rzeczy w sklepach z dekoracjami są sprzedawane za niebotyczne ceny, a przecież są tak łatwe do wykonania i to za niewielkie pieniądze. Za ramkę zapłaciłam 50 øre (jakieś 25 groszy) więc naprawdę nie warto przepłacać za coś co można zrobić samemu.



Jedyne nad czym się zastanawiam to, to czy trzeba wypełniać tło w takim hafcie? W sumie z daleka nie widać oczek kanwy a nie chciałabym żeby się okazało za jakiś czas, że się chwaliłam czymś co nie jest skończone :P 
Zabieram się do przygotowania mojego pierwszego candy, bo pierwszy tysiąc odwiedzających mam za sobą ! Hurraa ... Dziękuję i proszę o więcej ! ! !

Pozdrawiam i ściskam wszystkich cieplutko
Munia

Ps. Kamilko jeśli odwiedziłaś już mojego bloga daj znać co o nim sądzisz...Konstruktywna krytyka jak najbardziej wskazana :):*



instagram @evanorge

Copyright © Creative by Munia