Dekoracyjny mix i trochę o tym, gdzie byłam kiedy mnie nie było :)
Żebym tak czasem mi się chciało jak mi się nie chce, to bym była szczęśliwa...:P
Muszę się przyznać, że ostatnio bardzo ale to bardzo zaniedbuję moją twórczość. Mogłabym rzec, że traktuję ją ostatnio trochę po macoszemu, bo coś innego zaprząta moją główkę. A jest to...siłownia :D Tak, tak moje drogie Blogowiczki dobrze czytacie. Przeszłam na dietę, zapisałam się na siłownię, basen i od czasu do czasu sauna a to tylko po to, żeby zrzucić pociążowy nadbagaż. W ciąży przytyłam niemal 25 kg i za cholerę nie mogłam wrócić do poprzedniej wagi. Do mojej upragnionej sylwetki zostało mi 8 kg, a 3 zrzuciłam w ciągu dwóch tygodni, stosując dietę i ćwiczenia :) I dopnę swego, choćbym już miała nigdy niczego nie stworzyć! Aż w takiej jestem desperacji ! ! ! A może lepiej się nie zarzekać, że nic nie wydziergam, nie uszyję... Bo jak się okażę, że jestem skazana na życie z niechcianymi kilogramami, to może chociaż te popierdółki sprawią uśmiech na mej twarzy. W poszukiwaniu sposobu na jakąś ludzką dietę, przepisy... natknęłam się na wspaniały blog LEPSZY SMAK. Prowadzi go przesympatyczna Aniado, której Mąż przeszedł na dietę, schudł 25 kg a Ona postanowiła się podzielić z innymi przepisami jakie stosuje dla swojego Męża w jego walce z nadwagą. I co najważniejsze...są to normalne i proste przepisy, bez wymyślnych składników. Mąż Aniado stosuje tą dietę wraz z zalecaniami dietetyka...5x dziennie małych porcji, bezwzględny zakaz jedzenia po 22ej... I to mi pasuje, bo przyznam się, że już stosowałam różne diety ale bez rezultatów, bo ciężko jest się ograniczać ze wszystkim i patrzeć jak wszyscy jedzą, kiedy język do d.... ucieka :)! Tylko ja na tą metodę wpadłam prędzej niż na ten blog, więc się ucieszyłam podwójnie, bo okazało się, że idę w dobrym kierunku, to raz a dwa...już nie mam problemu co przygotować sobie do jedzenia. Zamierzam do końca roku wbić się w moje spodnie sprzed ciąży, wbić i nie wylewać się bokami. Oczywiście w tym całym poskramianiu moich kalorii wspiera mnie moja Sąsiadeczka Haniula, bo chodzimy na siłownię razem niczym Muszkieterowie, ramię w ramię, noga w nogę, fałdka w fałdkę. We dwie zawsze raźniej i działa to pobudzająco na zdrową rywalizację.
A teraz wracając do tego o czym jest ten blog to ...obecnie nie zaczynam tworzyć nic nowego, ale dokańczam stare projekty. Odnowiłam klosz, do lampy która była moim łowem z klamociarni.
Na plastikową otoczkę która podtrzymywała z góry i z dołu metalową konstrukcję klosza nakleiłam i przyszyłam dla wzmocnienia materiał w róże, a dodatkowo ozdobiłam wszystko pomponikami na taśmie. Trochę sobie palce przy tym pokułam, bo plastik był dość twardy, ale najważniejsze że efekt pracy zadowalający.
Ja tu piszę i piszę...a zapomniałam, że zdjęć nie porobiłam... Więc idę po aparat i pstryknę kilka fotek :)
A przede mną jeszcze dokończenie haftu xxx napisu H O M E, który będzie wieńczył moją ścianę nad regałem w salonie. Pozostała do wyszycia literka "E", umieszczenie całości w rameczkach i gotowe do powieszenia :D
A oto ewidentny dowód, że jesień rozgościła się w moim mieście na stałe i wszystko wskazuje, że właśnie taka będzie w tym roku, szara, bura i deszczowa :) Tak na marginesie, to ja uwielbiam taką pogodę, ale o tym już kiedyś pisałam. A po wodzie płynie mój promik, którym pływam do miasta, bo takie są uroki mieszkania na wyspie ! :) Czasami to jedyny sposób, by ominąć korki i jazdę na około :D
I na koniec najmniej przyjemna sprawa... trzeba się przyznać do pewnych zaniedbań... A mianowicie ja wszystkich moich stałych bywalców i tych nowych szczerze przepraszam, że tak Was ostatnio zaniedbuje...i komentarzy nigdzie nie zostawiam i nie odwiedzam, a nie wspomnę, że jakieś 1000 osób temu miało być CANDY. Obiecuję, że w najbliższym czasie to się zmieni, oczywiście na lepsze :D
Pozdrawiam cieplutko,
Munia
Muszę się przyznać, że ostatnio bardzo ale to bardzo zaniedbuję moją twórczość. Mogłabym rzec, że traktuję ją ostatnio trochę po macoszemu, bo coś innego zaprząta moją główkę. A jest to...siłownia :D Tak, tak moje drogie Blogowiczki dobrze czytacie. Przeszłam na dietę, zapisałam się na siłownię, basen i od czasu do czasu sauna a to tylko po to, żeby zrzucić pociążowy nadbagaż. W ciąży przytyłam niemal 25 kg i za cholerę nie mogłam wrócić do poprzedniej wagi. Do mojej upragnionej sylwetki zostało mi 8 kg, a 3 zrzuciłam w ciągu dwóch tygodni, stosując dietę i ćwiczenia :) I dopnę swego, choćbym już miała nigdy niczego nie stworzyć! Aż w takiej jestem desperacji ! ! ! A może lepiej się nie zarzekać, że nic nie wydziergam, nie uszyję... Bo jak się okażę, że jestem skazana na życie z niechcianymi kilogramami, to może chociaż te popierdółki sprawią uśmiech na mej twarzy. W poszukiwaniu sposobu na jakąś ludzką dietę, przepisy... natknęłam się na wspaniały blog LEPSZY SMAK. Prowadzi go przesympatyczna Aniado, której Mąż przeszedł na dietę, schudł 25 kg a Ona postanowiła się podzielić z innymi przepisami jakie stosuje dla swojego Męża w jego walce z nadwagą. I co najważniejsze...są to normalne i proste przepisy, bez wymyślnych składników. Mąż Aniado stosuje tą dietę wraz z zalecaniami dietetyka...5x dziennie małych porcji, bezwzględny zakaz jedzenia po 22ej... I to mi pasuje, bo przyznam się, że już stosowałam różne diety ale bez rezultatów, bo ciężko jest się ograniczać ze wszystkim i patrzeć jak wszyscy jedzą, kiedy język do d.... ucieka :)! Tylko ja na tą metodę wpadłam prędzej niż na ten blog, więc się ucieszyłam podwójnie, bo okazało się, że idę w dobrym kierunku, to raz a dwa...już nie mam problemu co przygotować sobie do jedzenia. Zamierzam do końca roku wbić się w moje spodnie sprzed ciąży, wbić i nie wylewać się bokami. Oczywiście w tym całym poskramianiu moich kalorii wspiera mnie moja Sąsiadeczka Haniula, bo chodzimy na siłownię razem niczym Muszkieterowie, ramię w ramię, noga w nogę, fałdka w fałdkę. We dwie zawsze raźniej i działa to pobudzająco na zdrową rywalizację.
A teraz wracając do tego o czym jest ten blog to ...obecnie nie zaczynam tworzyć nic nowego, ale dokańczam stare projekty. Odnowiłam klosz, do lampy która była moim łowem z klamociarni.
Na plastikową otoczkę która podtrzymywała z góry i z dołu metalową konstrukcję klosza nakleiłam i przyszyłam dla wzmocnienia materiał w róże, a dodatkowo ozdobiłam wszystko pomponikami na taśmie. Trochę sobie palce przy tym pokułam, bo plastik był dość twardy, ale najważniejsze że efekt pracy zadowalający.
Ja tu piszę i piszę...a zapomniałam, że zdjęć nie porobiłam... Więc idę po aparat i pstryknę kilka fotek :)
A przede mną jeszcze dokończenie haftu xxx napisu H O M E, który będzie wieńczył moją ścianę nad regałem w salonie. Pozostała do wyszycia literka "E", umieszczenie całości w rameczkach i gotowe do powieszenia :D
Prośba prosto z serca :)
Jak wiadomo samo szycie serduszek to dość łatwa sprawa, pomijając, że nadawanie pożądanego kształtu to wyższa szkoła jazdy i techniki. I gdyby ktoś dotarł do tego momentu, to może mi podpowie co robię nie tak przy zszywaniu serc. Chodzi o to, że na lewej stronie szew wygląda prosto, kształtnie i ładnie, a gdy przewrócę na prawą stronę, to w miejscu gdzie się łączy serduszko u góry (chodzi o punkt w którym schodzą się te dwa półkola ;) ) powstaje nieładne zmarszczenie, które muszę rozpruwać i łączyć na prawej stronie. Próbowałam już różnych metod zszywania od dołu w lewo w jedną stronę, potem od dołu w prawą stronę aż do złączeń na górze, albo od dołu serca na około w prawo lub w lewo... Będę bardzo wdzięczna za jakąkolwiek wskazówkę. A póki co pokazuję dwa podłużne serca, połączone srebną nitką, zakończone kryształkami wiszące sobie w okienku w salonie. Jedynie cosik pogoda nie dopisuje ostatnio na przy robieniu zdjęć...A oto ewidentny dowód, że jesień rozgościła się w moim mieście na stałe i wszystko wskazuje, że właśnie taka będzie w tym roku, szara, bura i deszczowa :) Tak na marginesie, to ja uwielbiam taką pogodę, ale o tym już kiedyś pisałam. A po wodzie płynie mój promik, którym pływam do miasta, bo takie są uroki mieszkania na wyspie ! :) Czasami to jedyny sposób, by ominąć korki i jazdę na około :D
I na koniec najmniej przyjemna sprawa... trzeba się przyznać do pewnych zaniedbań... A mianowicie ja wszystkich moich stałych bywalców i tych nowych szczerze przepraszam, że tak Was ostatnio zaniedbuje...i komentarzy nigdzie nie zostawiam i nie odwiedzam, a nie wspomnę, że jakieś 1000 osób temu miało być CANDY. Obiecuję, że w najbliższym czasie to się zmieni, oczywiście na lepsze :D
Pozdrawiam cieplutko,
Munia
Przytulnie i słodko.Też tak lubię.W okresie jesienno zimowym miło będzie wieczorem posiedzieć w ta przytulnym wnętrzu.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPiękne te dekoracje, a serduszka w oknie prezentują się cudnie, co do ich szycia to niestety nic Tobie nie poradzę:)
OdpowiedzUsuńMunia, intuicyjnie wybrałaś najlepszy i najzdrowszy sposób na pozbycie się zbędnych kilogramów. Wszyscy powinni się od Ciebie uczyć :)
OdpowiedzUsuńRuch, regularne jedzenie i nie objadanie się na noc to sukces gwarantowany!
Pzdr gorąco i życzę wszystkiego naj
Aniado
Ps. Takiej Sąsiadki-Muszkieterki, co to ćwiczy z Tobą "fałdka w fałdkę" - tylko pozazdrościć!
Ps. Czytając Twój wpis od razu widać, że oprócz talentów "rękodzielniczych" masz także ogromny talent literacki!
Ps. Bardzo mi miło, że i mój skromny blog może być Twoim sprzymierzeńcem na wojnie z kilogramami :)
Dziękuję za wszystkie pochwały i reklamę
Ania (z Warszawy otulonej Babim Latem)
piękne dekoracje:)
OdpowiedzUsuńHej hej hej Muniana, trzymam kciuki za dietę i te zbędne kilogramy, pewnie, że warto się przemęczyć i być zadowolonym z siebie niż chodzić z takim bagażem :) Co do serduszek nie pomogę, ale mam pytanie co do miejsca zamieszkania, bo chyba się nie doczytałam, gdzie mieszkasz??? pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDroga Lu ja sobie mieszkam w Norwegii,a dokładnie w Kristiansund, jest to miasteczko położone na czterech wysepkach :D
OdpowiedzUsuńLampa wygląda świetnie, a ten widok za oknem, ech nawet przy takiej pogodzie, po prostu zniewala...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Czytałam właśnie mejla :*
OdpowiedzUsuńA ja jakoś nie wiedziałam, że Ty promem musisz pływać O.o
No to się naprawdę wzięłaś za te kg - podziwiam szczerze! i powodzenia życzę :)
Co do serduszek - mam ten sam problem - dlatego często nie zszywam ich do końca w tym miejscu i jak wywracam to się tak nie marszczy.
Milutko u Ciebie :) Ściskam :)
Daguś dobry pomysł z tym niezszywaniem :* Bardzo Ci dziękuję :*
OdpowiedzUsuńMyślałam, że już Ci kiedyś pisałam że muszę pływać promikiem... Latem pływa ładny nowy promik, z przytulnym wnętrzem, telewizorkiem i możliwością wejściem na dach, by posiedzieć sobie na krzesełeczkach i podelektować się letnimi promykami słońca :D
A przystanek na prom widać z mojej pracowni w kuchni :D
To jest jeden z czterech, każda wysepka ma swój przystanek - Goma, Nordlandet, Kirkelandet, Inlandet. Ja mieszkam na Nordlandet :)
Buziolki:*:*:*:*
Wytrwałości w dieci i porzucaniu zbędnych kilogramów. Aranżacja - jestem pod wrażeniem. :)
OdpowiedzUsuńMuniu, wczytałam się w Twojego bloga i jestem zachwycona. Delikatnie mówiąc... Bardzo podoba mi się to, co i jak robisz. Fantastycznie. Oj, będę tu zaglądać:-) Pozdrawiam cieplutko:-)
OdpowiedzUsuńbardzo mi się podoba różowa lampa i cudne serduszka,ja wyszywam obrazki
OdpowiedzUsuńWitaj Muniu ... strasznie ładnie tu u Ciebie i tak twórczo ... ślicznie i bajecznie wręcz ... dziękuję Ci bardzo za wizytę u mnie i komentarz ... bardzo bardzo dziękuję ... swoja drogą co to za blog na którym mój przypadek jest tak rozstrząsany ???
OdpowiedzUsuńBuziole wielkie posyłam
Fajne tworki tu u Ciebie powstają:)
OdpowiedzUsuńach jak miło że tu trafiłam:) jeśli pozwolisz to zostanę, bo pięknie u ciebie.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zapraszam do siebie:)
Lampa prezentuje się świetnie! Podobają mi się też ogromnie te kolorowe serduszka w oknie:) PS. Trzymam kciuki za wytrwanie przy diecie:)
OdpowiedzUsuńwitam :) cieszę się, że u mnie się podoba :) nawet nie wiesz jak zazdroszczę Ci tych widoków zaokiennych i mieszkania w Norwegii. Świetne dekoracje. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńojej już miałam pytać gdzie mieszkasz,że masz TAKI widok za oknem:p ale już doczytałam.Pięknie lampkę zrobiłaś, a co do serc - z tego co wiem to problem tkwi w wykroju (w jego kształcie-ale nie wiem dokładnie) a co do marszczenia-nacinasz materiał w tym miejscu przed wywróceniem?mnie tez się marszczy,ale zwykle się nie przejmuje tym -naszywam wstążkę na wierzch,ozdabiam guzikiem i nie widać:p
OdpowiedzUsuńczyli się sprawdza stare porzekadło... czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal :P
OdpowiedzUsuńLampka z nowym kloszem wygląda ślicznie :) Serduszka też są fantastyczne i jak dla mnie wcale nie są krzywe.
OdpowiedzUsuńJaki Ty masz widok z okna, zazdroszczę :)
Pozdrawiam
witaj :))
OdpowiedzUsuńdziś dopiero trafiłam do Ciebie i żałuję, że tak późno (choć lepiej późno niż wcale)...
a jeśli chodzi o szycie serduszek, to ja w tym miejscu opisanym przez Ciebie, już po zszyciu dość mocno nacinam materiał na lewej stronie oczywiście(i na wszystkich zaokrągleniach też) i nie marszczy się (a przynajmniej nie aż tak mocno).
pozdrawiam Ania :))
Piękna lampa i piękny wystrój ..
OdpowiedzUsuńCo do marszczenie to tez polecam nacinanie materiału na lewej stronie ..
Pozdrawiam i wracam oglądać bloga,.,.
Ja mam jeszcze większy problem - ilekroć staram się uszyć serduszko nic mi z tego nie wychodzi :( Odwracam na prawą stronę, wypycham i dalej wielka kicha... największy problem dla mnie osobiście to kńcowe zaszycie dziurki zostawionej na wypchanie. A może technika jest zła? Sama już nie wiem.:( Twoje cuda podobają mi się baaardzo :) Trzymaj się ciepło.
OdpowiedzUsuńciekawe musi być takie mieszkanie na wyspie... przytulnie u Was, nawet kiedy za oknem niepogoda!
OdpowiedzUsuńNie mogę, nie mogę, nie mogę!! Patrzeć się na ten widok z okna...
OdpowiedzUsuń