Energia do działania potrzebna od zaraz....

Witajcie Kochani :)

Jak u Was z przygotowaniami do adwentu i do zbliżających się świąt? Zapewne jesteście bardziej do przodu ode mnie. Jak nie lubię narzekać, to tym raz muszę to zrobić... Kompletnie nie mam nic przygotowane, nie mam wyciągniętych ozdób, moje pomysły ograniczają się tylko do...pomysłów. Potrzebuję mega wielkiego kopa, żeby w końcu się ruszyć i coś zrobić w domu. 
Ostatnio narzuciłam sobie zbyt wielkie tempo i najwidoczniej się chwilowo wypaliłam... Mam nadzieję, że kawa, ciacho i gazeta wpłyną na mnie pozytywnie ;) No i ta śnieżynka nieszczęsna co zerka na mnie żebym ją skończyła...

Z drugiej strony wciąż czekam na meble, remont jeszcze nieskończony, więc nic nie jest po mojemu.  Po prostu wszystko nie tak, a przecież zbliżają się jedne z najpiękniejszych świąt w roku.

Od kilku dni walczę ze skracaniem zasłon - 16 sztuk to nie lada wyzwanie, bo oprócz skracania muszę niektóre całkowicie przerobić. Oczywiście korzystam z mojego patentu na podwijanie - sprawdza się idealnie ;) A kto ciekawy jakiego to zapraszam tu - klik 
Z każdego pokoju, kartonu, kąta krzyczy na mnie robota do zrobienia. Zmowa jakaś czy co?

Eh...może jutro będzie lepszy dzień?? Na to liczę !!! :D


Jeśli chodzi o gwiazdkę, to jej schemat pochodzi z tej strony - klik.

Ściskam Was bardzo mocno i bardzo dziękuję za tyle pozytywnych komentarzy pod poprzednim postem. Dziękuję, że jesteście :*

Munia

Królestwo nastolatki - pokój Patrycji :)

Urządzenie pokoju dla nastolatki, to chyba jeden z tych momentów, kiedy rodzic zdaje sobie sprawę, że "róż" i "kucyki ponny" to bezpowrotna przeszłość...a teraźniejszość i przyszłość raczej nie obędzie się bez młodzieńczego buntu. Kompromis to jedyna i najmniej bolesna możliwość przetrwania okresu dojrzewania własnego dziecka...i swojego dojrzewania do bycia rodzicem nastolatka :)

Pati dostała jako pierwsza możliwość wybrania sobie pokoju. I wybrała...najmniejszy - 8m2. Wyobraźnia mojego dziecka nie zna granic - po wręczeniu jej katalogu z meblami, wybrała sobie taką ilość mebli, że nawet nie wiem czy by miejsca w salonie na nie starczyło... I to zdziwienie? 
- Mamooo przecież jak się wszystko poupycha, to się wszystko zmieści...
- Taaaa...

I tu przyszła pora na kompromis :)
Młoda Pani chciała mieć duży obraz z czerwonym piętrowym autobusem i to mnie zainspirowało do urządzenia jej pokoju. Jedyna tapeta jaką mamy z Polski, to jest właśnie ta u Patrycji w pokoju. Jej jakość niestety trochę nas rozczarowała, ale po wytapetowaniu okazała się całkiem przyjemna dla oka. Tapetę kupiliśmy w Castoramie.
Jedyne co mi się w niej nie podoba to kolor niebieski - zdecydowanie nie mój odcień - ale najważniejsze, że młodzież zadowolona :) Idąc za ciosem kupiliśmy jej wyżej wspomniany obraz i teraz przyszła kolej na Matkę Polkę i jej "trzy grosze" w urządzaniu pokoju. 
Reszta ścian jest wytapetowana tapetą z włókna szklanego i pomalowana na biało. Podłoga oczywiście ta sama co w salonie i reszcie domu. Meble - tu z pomocą przyszła IKEA. 

Jak wspomniałam wcześniej pokój ten jest naprawdę niewielki, a trzeba było w nim umieścić łóżko, biurko+krzesło, szafę, komodę, regał, nie mogło oczywiście też zabraknąć miejsca na telewizor, konsolę czy komputer....bo przecież - "Mamo jak nie będzie miejsca na to wszystko, to nie musisz mi kupować biurka"...
- A lekcje gdzie będziesz odrabiać?
- No zawsze mogę odrobić w kuchni albo w salonie...
-No tak :/
Ach ta rodzicielska troska o odrabianie lekcji :P

W końcu kupiliśmy łóżko z trzema szufladami, biurko z dolnymi półeczkami i szufladą, białe krzesło, szafę i meblościankę na telewizor, która również ma miejsce na konsolę a dolne półki z pojemnikami mogą posłużyć na ubrania, wyższe na książki i inne drobiazgi, kupiliśmy też mini regał na ścianę w kolorze czerwonym, reszta część mebli jest biała i szara.


Zdjęcie poniżej pochodzi z broszurki:
Widać, że pokoik jest naprawdę niewielki, bo fotograf stał w samych drzwiach żeby zrobić zdjęcie. Ale mały nie znaczy niefunkcjonalny. I tak naprawdę to mniejsza Córcia potrzebuje większy pokój od Pati, dlatego że ma więcej zabawek i ogólnie potrzebuje więcej miejsca do zabawy... Tylko żeby nie było, że moje dzieci idealnie się dogadują i dlatego starsza w momencie wyboru wybrała mniejszy, kierując się siostrzaną troską o rozwój młodszej siostry - Pati po prostu nie chciała mieć pokoju w pobliżu łazienki i naszej sypialni ;) za to wybrała towarzystwo kuchni i salonu :)


A tu już w trakcie i po remoncie:




Nie mogłam się powstrzymać przed złożeniem kilku mebli, chociaż tak na próbę żeby zobaczyć jak to będzie wyglądać... ach ta ciekawość.


Z końcowego efektu jestem naprawdę zadowolona. W przyszłości planujemy zrobić Patrycji pokój na dole z tego względu, że jest tam również dodatkowa łazienka ale póki co są to plany, które będziemy realizować dopiero za 2-3 lata.

Kącik z łóżkiem jest bardzo przytulny a zarazem praktyczny:


Za oknem dzisiaj panują prawdziwe jesienno-zimowe szarości... Dobrze, że w domu jest kolorowo i przytulnie :)






Nie zarzekam się, że takie ustawienie jest jedyną opcją, jednak na dzień dzisiejszy musi tak pozostać. Chociaż Pati nie może w nim przyjmować tłumów gości :P, to jest on bardzo przytulny i praktyczny. A jak szybko się w nim sprząta.....normalnie bajka ! :)
Wciąż się wypakowujemy, remontujemy i oczekujemy na nowe meble, więc do mety jeszcze jakieś kilka miesięcy :) Ale przynajmniej na nudę nie narzekam ....

Ściskam Was cieplutko
Munia

Dom mój tam, gdzie serce moje ❤️


Dzisiaj chciałam Wam pokazać kilka zdjęć domu - niektóre pochodzą z broszury jaką dostaliśmy przed wizytacją, a część zrobiona w trakcie remontu.
 Mijałam go odkąd zamieszkałam w Kristiansund i zawsze mi się podobał "vinterhage"-zimowy ogród/taras, który widać na zdjęciu po lewej stronie. Nawet nie pomyślałam, że kiedyś będzie całyyy Nasz :)

Dom który już ma swoją historię i o który będę dbała z całego serca, bo została w nim przecież część mojego Taty [*]

A jak to się stało, że kupiliśmy właśnie TEN dom? Z czystej ciekawości umówiliśmy się na spotkanie, bo zaintrygowało nas jedno ze zdjęć... Nie mogliśmy dojść za żadne skarby świata z układem jednego z pokoi...Na zdjęciach wyglądał inaczej niż na ogólnym planie domu. Oczywiście dom mi się podobał od samego początku, ale to ciekawość popchnęła nas do umówienia się na wizytację. Próbowałam się nie nastawiać, że to właśnie "TEN DOM", bo przecież na pewno są też inni chętni. 
Gdy przekroczyłam próg, to od razu poczułam się w nim dobrze i pewnie. Niemal na poczekaniu miałam wizję co i jak zrobimy. K.tylko mnie uspokajał, że przecież to pierwszy dom który oglądamy i na pewno nie będzie nasz. Jak to nie będzie?? Musi być !! Nie mogłam uwierzyć, gdy się okazało, że jesteśmy jedynymi licytującymi. ON po prostu czekał na NAS :)

Niech nie zmylą Was widoki...W Norwegii trwa na dobre jesień, a to zdjęcie zostało zrobione wiosną, kiedy był on wystawiany na sprzedaż. 


Dom pochodzi z lat 70tych i ma 5 sypialni, salon, kuchnię, 2 łazienki, spiżarnię, pralnię i...pomieszczenie w którym będzie mój warsztat :D, jest też balkonik łączący salon z sypialnią, taras połączony z "vinterhage" oraz garaż. Wokół domu jest troszkę zieleni - kilka drzewek owocowych i liściastych. Na wiosnę będę miała co robić. Zresztą już zasadziłam kilka cebulek i jestem ciekawa co z nich wyrośnie na wiosnę. 

Poniższe zdjęcia również pochodzą z broszury:




Zewnętrzny i wewnętrzny stan budynku jest dobry, ale to nie oznacza, że obeszłoby się bez remontu. I to jest to co mnie najbardziej ucieszyło - mam niezłe pole do popisu w realizowaniu swoich marzeń w urządzaniu domu. Poprzedni właściciele zważywszy na swój wiek, nie mieli już sił na całkowite odświeżenie pomieszczeń tak jak my to robimy, dlatego trochę minie czasu zanim będzie idealnie, ale powoli powoli do przodu i wszystko się jakoś poukłada :) 

Jeśli chodzi o pokoje, to nie miałam jakiegoś większego problemu z planowaniem ich urządzenia. Od początku wiedziałam mniej więcej co chcę mieć i jak ma być to zrobione. Nie zawsze wszystko idzie po mojej myśli, ale staram się nie żyć z linijką w ręku, więc Mąż może odetchnąć.

Zdjęcie salonu z broszurki - i w trakcie remontu (pomieszczenia były urządzone, bo właściciele mieszkali tam niemal do ostatniego dnia zanim dostaliśmy klucze).


Parkiet sosnowy zastąpiliśmy jasnym dębowym. Gdy zabraliśmy się za zdzieranie tapet okazało się, że jest ich kilka warstw i zdzierania nie byłoby końca, gdybyśmy nie wypożyczyli maszyny na parę do zdzierania tapet - poszło błyskawicznie.


Następnie zagruntowaliśmy ściany i położyliśmy tapetę z włókna szklanego, którą pomalowaliśmy na biało.


Na ścianie przy której znajduje się kominek, skuliśmy płytki imitujące białą cegłę.




Jeśli chodzi o ścianę nad/wokół kominka myślałam o dość sprawdzonym sposobie jakim jest położenie imitacji cegły - zdjęcie pochodzi ze strony klik. Płytki podłogowe wokół kominka będą w kolorze grafitu.


W tym miejscu powstanie kącik jadalniany... Mam już upatrzony w mojej pracy komplet 6-ściu krzeseł i piękny stół.




To by było na tyle jeśli chodzi o salon. Międzyczasie mamy już założone listwy przypodłogowe - płaskie, również białe.
Salon chciałabym urządzić w stylu retro, ale na początku będziemy mieli większość mebli ze starego mieszkania, więc będzie ogólnie mix...który ostatnio niezbyt mi odpowiada - wprowadza zbyt dużo chaosu w otoczeniu.

W następnym poście postaram się pokazać pokoje dziewczynek. A teraz zmykam pod kocyk - za oknem od wczoraj szaleje niezły sztorm - idealna pogoda na nic-nie-robienie :)


Życzę Wam spokojnej nocki i pogodnej niedzieli
Ściskam cieplutko
Munia

Podziękowania i ... nadrabiam blogowe zaległości - szydełkowa Myszka :)


Bardzo, ale to bardzo Wam dziękuję za wszystkie słowa, które zostawiłyście w komentarzach pod poprzednim postem. Dużo z Was Kochane Dziewczynki pisało, że teraz Tata będzie nade mną i nad moją rodziną czuwał. Też tak uważam i dlatego muszę żyć dalej tak, jakby wciąż On żył... A tak swoją drogą zbieractwo i pasję tworzenia odziedziczyłam po Tacie ;) i o tym poniekąd będzie ten post...

Dzięki Wam z chęcią tu wróciłam ! ! ! Dziękuję raz jeszcze :*

A teraz w temacie nadrabianych zaległości. 

Młodsza Córka uwielbia wszystko co pluszowe i szmaciane. Kiedyś wspólnie przeglądając szydełkowe inspiracje natknęłyśmy się na szydełkową myszkę. Była przepiękna i od razu wpadła w oko Oleńce :) Więc zbytniego wyjścia nie miałam jak poszukać wzoru i spróbować zrobić takie cudo.

Projekt: Mouse Ballerina

  
Szydełkową myszkę zrobiłam już jakieś 3 miesiące temu i muszę przyznać, że była bardzo łatwa w wykonaniu. Strach ma wielkie oczy, bo wyobrażałam sobie, że zejdzie mi na nią miesiąc, a okazało się, że powstała w zaledwie kilka dni. Szydełkowanie wciąga :D 
 Wzór zamówiłam z tej strony KLIK

A oto kolejne etapy powstawania Baleriny:
- stópka


- głowa, tułów 


- nóżki z bucikami 


- ostatni etap: przyszywanie poszczególnych elementów :)


Gotowa Myszka ma około 35cm. Do wypchania użyłam wypełniacza z poduszki, więc spokojnie można ją wyprać - pierwszą kąpiel ma zaliczoną i nic się z nią nie stało, ale oczywiście prałam ją ręcznie.


W następnym poście postaram się Wam pokazać Nasz nowy domek przed i w trakcie remontu. Niektóre pokoje są prawie skończone, ale jak wiadomo najwięcej czasu zajmują detale, takie jak przybijanie listew, ram okiennych i mnóstwo innych rzeczy, które wyrastają spod ziemi niczym grzyby po deszczu...

Oczywiście sobą bym nie była jakbym nie kupiła wełny/bawełny na "zaśkę" i teraz spogląda ona na mnie zza kartonowych pudeł i czeka na swoją kolej... Ale co ma wisieć nie utonie, postanowiłam też, że nie zaczynam żadnych nowych projektów, dopóki te "stare" nie będą skończone. To znaczy taki mam plan ;)

Ściskam Was wszystkich bardzo mocno i przesyłam mnóstwo buziaków :***
Jak się cieszę, że znalazłam w sobie tyle siły żeby tu wrócić a drugie tyle dostaję od Was w Waszych komentarzach czy emailach żebym mogła dalej pisać :*

Munia

Bo życie to nie bajka...

Witajcie Kochani po tak długiej nieobecności...

Nie wiem od czego zacząć. Post ten będzie bardzo osobisty, będzie o tym jak życie daje szczęście, by niespodziewanie w jednej chwili szczęście zamieniło się w łzy i smutek.

Jakiś czas temu kupiliśmy Nasz wymarzony dom. Szczęścia nie było końca. Były plany, nieprzespane noce, bo w głowie przecież pełno pomysłów. Idealne położenie. Przy plaży, z przepięknym widokiem... Duży piękny dom. Miałam mieć w nim nawet swój pokój w którym będę szyć i tworzyć moje cudeńka...
Pojechaliśmy do Polski, by wrócić tu z moimi Rodzicami, żeby Tato mógł pomóc Nam przy remoncie, natomiast moja Mama miała pomóc mi z dziewczynkami i przy pakowaniu. Była to pierwsza podróż mojego Taty do Norwegii, Mama już była tu wcześniej kilka lat temu. Do Polski nie jeździłam często - to był mój trzeci raz w kraju na 5 lat mieszkania w NO. Tata jako wielbiciel natury, był zakochany w widokach. Powtarzał, że spełniliśmy jego marzenie o posiadaniu własnego domu.
Rozpoczęliśmy remont. Zerwaliśmy stare tapety, wytapetowaliśmy pół piętra...My z Mamą zajęłyśmy się ogrodem. Kto by pomyślał, że będę kiedyś sadzić kwiatki i latać z łopatą po ogrodzie?
Pewnego wieczoru Tata usiadł na tarasie i powiedział:
"- No córka, zobaczyć takie widoki, to można już tylko umrzeć"...
Na co ja....
"- Tatko piękne widoki to ja Ci dopiero pokażę" ...

Niestety nie będę miała już takiej okazji.... ;(

Nic nie zapowiadało zbliżającego się nieszczęścia...
Nazajutrz o godzinie 12 zator żylny spowodował zawał u mojego Tatusia, a po nim przyszedł kolejny i kolejny. Przetransportowano Go helikopterem do szpitala w Trondheim (3,5 h jazdy od mojego miasta)... Przez 5 dni mieszkałam w szpitalu, była ze mną moja siostra i Mama. Od początku mówiono Nam, że jego stan jest krytyczny. Był wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną. Niestety potwierdziły się najgorsze przypuszczenia - śmierć mózgu - zbyt długa reanimacja i niedotlenie mózgu spowodowało nieodwracalne urazy a w następstwie jego śmierć. Gdy odchodził czułam pod dłoniom ostatnie uderzenie jego serca... A potem nastała cisza... I nie było już odwrotu ani nadziei, że może jednak serce jeszcze zacznie bić, że mój Tatuś będzie żył. Przecież to nie miało być tak !!!!

Lekarz powiedział Nam, że to była kwestia dni a może tygodnia, kiedy to by się stało. Że w całym tym nieszczęściu, szczęście że stało się to tu, a nie w czasie kiedy prowadził auto, albo gdyby był sam... Bo nikt nie zdążyłby się pożegnać.

Nie da się tego wszystkiego opisać, tych wszystkich uczuć, smutku i bólu.

Początkowo miotały mną wszystkie negatywne uczucia. Nie wiedziałam czy będę w stanie wrócić do nowego domu i dokończyć, to co tak w brutalny sposób zostało przerwane... Myślałam, że nie będę w stanie tam mieszkać. Za dużo złych wspomnień, wszędzie widziałam ludzi reanimujących mojego Tatę.
Nigdy nie zapomnę przerażenia ani poczucia totalnej bezradności...

Dzięki pewnej osobie zrozumiałam, że nie mogę robić sobie wyrzutów sumienia z powodu tego co się stało. Że muszę wrócić i dokończyć, to co zaczął robić mój Tata. Że muszę być szczęśliwa i cieszyć się z tego co mam. Ta sama osoba powiedziała mi też, że gdybyśmy nie kupili domu, to prawdopodobnie nie pojechałabym do Polski, że nie spędziłabym z moim Tatą ostatnich trzech tygodni jego życia, że nie zdążyłabym się z nim pożegnać ani nie zdążyła mu powiedzieć, że go kocham, nawet jeśli nie mógł mi odpowiedzieć, to na pewno czuł, że jestem przy Nim.

Powoli kończymy remont, chociaż do przeprowadzki zostało jeszcze kilka tygodni. Czeka Nas jeszcze sporo pracy, ale to już nie ma dla mnie takiego znaczenia jak wcześniej. Nie ma sensu już tak się spieszyć, zawsze można dokończyć remont mniej ważnych pomieszczeń, gdy już w nim zamieszkamy.

Tata był człowiekiem pokolenia, które nie chodziło do lekarza, zawsze wszystko samo przechodziło... Musiał się tak źle wcześniej czuć, ale nikomu nic nie mówił, myślał że i tym razem będzie tak jak zawsze...poboli, poboli i przestanie... Niestety tym razem się pomylił :( Do nikogo nie mam o to wszystko żalu, nie mam też wyrzutów sumienia. Tak miało być...
Cieszę się Tatuś pomógł mi ten ostatni raz a jego dusza zostanie z Nami w Naszym domku i będzie się nami opiekować.

...I tak się Tobie ta Norwegia spodobała, że w Niej zostałeś...



[*] [*] [*]
Ściskam Was Kochani mocno
Eva/Munia

Kółko&krzyżyk OX

Zapewne wszyscy znają nieśmiertelną grę "kółko i krzyżyk". Kiedyś w szkole, w domu...kiedy wiało nudą i nie było komórek i innych cudów dzisiejszej techniki, z pomocą przychodziła zwykła kartka i długopis.
Tym razem ktoś poszedł o krok dalej i stworzył taką wersję gry w drewnie.
Na początku domownicy przeszli obok niej obojętnie, mój K. nawet stwierdził, że to przecież kolejna bezsensowna durnostojka. I tu się pomylił :P Teraz jest to narzędzie rozstrzygające wieczorne kłótnie o pilota...-wygrywasz oglądasz...proste :)



Chciałam przygotować dla Was pewien tutorial, ale niestety zabrakło mi małego detalu, ale już zamówiony i czekam na jego dostawę. 
A może Wy macie jakąś propozycję na szyciowy tutek? Piszcie w komentarzach, co mogłoby Was zainteresować, a postaram się to jakoś zilustrować, a i przy okazji może sama się czegoś nowego nauczę. 

Patrząc na kalendarz widzę, że jest i ona...Kalendarzowa wiosna...Niestety w środę nas zasypał śnieg, w czwartek nie było już po nim śladu a dzisiaj leje i leje. Zawsze można zaprosić wiosnę do domu i tak też dzisiaj zrobię. Wpadnę po nią do kwiaciarni, to może rozgości się na kilka dni u mnie w domku, a później może i zawita na dworze. 
Bo jak lubię deszcz i wietrzne dni, to ostatnio rano idąc z Olą na przystanek autobusowy, mam przeczucie, że zaraz się rozpuszczę od tego deszczu. Słoneczko wróć !!! Najlepiej między 8 a 8.30 rano :)

Bardzo dziękuję za wszystkie przemiłe komentarze pod ostatnim postem. 

Pozdrawiam jak zwykle serdecznie i zmykam do moich sówek ;)
Munia 

Szydełkowa sowa i nowe obrazy w salonie

Musiałam ten post napisać jak najszybciej :) Bo muszę podziękować...ale najpierw komu a potem dlaczego :D
Mistrzem szydełka to ja na pewno nie jestem... Oczy by chciały, ale często na chceniu się kończy. Już dłuższy czas marzył  mi się pledzik na łóżeczko Oli, ale nie chciałam żeby to były szydełkowe kwiaty czy zwykłe kwadraty. Jakiś czas temu znalazłam ciekawy wzór w internecie. Szydełkowa sowa w kwadracie, ale za żadne skarby nie mogłam rozpracować uszu i stelaża... Przy okazji szukania innego wzoru, natknęłam się na blog pewnej zdolnej kobitki Madline z blogu http://namoimpoddaszu.blogspot.no/

W jednym z komentarzy napisałam czy nie zechciałaby mi pomóc z rozpracowaniem sowy. Mało tego, że się zgodziła...Madline zrobiła tutorial gdzie krok po kroku opisuje jak zrobić taką sowę. Raz jeszcze Ci dziękuję :* Tak więc Kochane Kobitki, łapcie się za szydełko i do dzieła.
Mój pierwszy kwadracik prezentuje się tak jak na zdjęciu poniżej, a w tle jak widać już powstają następne :D






Mam nadzieję, że zapału mi starczy na cały pledzik... Nie jest to trudne, ale na pewno bardzo pracochłonne. No ale nie ma rzeczy niemożliwych !


A teraz kilka słów o nowych grafikach do salonu.
W sumie obraz miał być jeden, ale gdy się okazało że seria składa się z trzech...tak więc same rozumiecie :D Trzeba było kupić trzy ;) Turkus, czerwień i limonka. Idealne trio na wiosnę i lato.



Salon jeszcze nie pomalowany i coś czuję, że będzie to moja misja, bo K. stanowczo odmawia jakiegokolwiek kontaktu z pędzlem i farbami. No i znowu...żeby mi się tak chciało jak mi się nie chce. Dobrze, że w programie graficznym można rozjaśnić zdjęcie :P hihi Ale jeszcze kilka uruchomień kominka i nawet to nie pomoże.
Do wymiany idą też poduszki. Kilka mam w planach uszyć, bo znudziły mi się te z kanapy i niezbyt pasują do całości. 

Pracując w sklepie z dekoracjami i meblami rzadko mam czas i ochotę biegać po innych sklepach, ale jak już jakiś odwiedzę zawsze z czymś muszę wyjść. Do jednych z nich należy "Milla". W tym sklepie wybór pięknych rzeczy jest nieograniczony. Znajdują się w nim przede wszystkim markowe rzeczy typowe dla skandynawskich wnętrz, np.: house doctor, riviera maison, Bloomingville, ferm living, pols potten i wiele wiele innych. Tym razem w moje ręce wpadła kamienna głowa buddy. Może mnie natchnie do spokojniejszego tryb życiu, bo ostatnio pędzę przez nie jak szalona...



Na sam koniec pochwalę się jeszcze moim najnowszych nabytkiem z pracy. To była miłość od pierwszego wyjrzenia. Często spotykałam takie nożyce i szpulki na innych blogach i zawsze się zastanawiałam gdzie można kupić takie cuda. No i daleko szukać nie musiałam ;) 


Jutro wrzucę kolejny post, którego tematem będzie O X. Czy już ktoś się domyśla czego to jest skrót?? :D

Pozdrawiam wszystkich cieplutko
Munia




Ciasto PyChOtKa

Ten blog jak najbardziej nie jest blogiem kulinarnym, ale od czasu do czasu wrzucam jakieś twórczości mojego Małża. Zdjęcie archiwalne, wygrzebane dosłownie przed chwilką... Ciasto Pani Walewskiej, to był raj dla mojego podniebienia. Dzisiaj znowu się chwalę Moim K. i jego wypiekami, bo nowe zdjęcia zrobię jutro zza dnia i wtedy chwalić się będę JA :D

To już była wyższa szkoła jazdy i techniki, bo ciasto było dość pracochłonne w wykonaniu, ale warte każdej minuty spędzonej w kuchni. Mówię to jako konsument :), ale i producent się przychyla do mojej opinii.


Jak tak dalej pójdzie, to będę musiała chyba drugi blog otworzyć, ale wtedy to chyba dzieci oddam do adopcji i będę musiała zrezygnować całkowicie z jedzenia, spania i pracy :P żeby wszystko ogarnąć...



PANI WALEWSKA

Składniki na kruche ciasto:
  • 500 g mąki pszennej (3 szklanki minus 1 łyżka)
  • 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • pół szklanki cukru pudru
  • 200 g masła lub margaryny
  • 6 żółtek
Wszystkie składniki wyrobić. Powstałe ciasto zagnieść w kulę i podzielić na pół.

Składniki na bezę:
  • 6 białek
  • 1,5 szklanki drobnego cukru lub cukru pudru
  • 1 łyżka mąki ziemniaczanej
Białka ubić na sztywną pianę. Następnie dodawać stopniowo (to bardzo ważne) i małymi partiami cukier. Na koniec dodać mąkę ziemniaczaną, delikatnie wymieszać.

Ponadto:
  • 1 słoiczek dżemu z czarnej porzeczki (450 g)
  • 120 g płatków migdałowych
Formę o wymiarach 25 x 33 cm wyłożyć papierem do pieczenia. Jedną część ciasta wyłożyć na spód, rozwałkować i wyrównać. Na nim posmarować połowę dżemu z czarnej porzeczki. Następnie wyłożyć połowę masy bezowej. Na masę bezową wysypać połowę płatków migdałowych. Piec w temperaturze 175ºC przez około 40 minut. Identycznie postąpić z drugą częścią ciasta. Można obydwa placki piec razem w piekarniku (w termoobiegu) lub jeden po drugim (jeśli nie mamy dwóch takich samych form); wtedy najlepiej drugą drugą bezę przygotować bezpośrednio przed pieczeniem. Placki ostudzić.

Masa kremowa:
  • 2 szklanki mleka (500 ml)
  • 3 łyżki mąki pszennej
  • 2 łyżki mąki ziemniaczanej
  • 2 żółtka
  • 3 łyżki cukru
  • 16 g cukru migdałowego - zamiast cukru migdałowego Krzysiek dodał cukier waniliowy
  • 200 g masła
  • kilka kropel aromatu migdałowego*
Jedną szklankę mleka zagotować z cukrami. Drugą zmiksować z żółtkami i mąką (jak na budyń), dodać do gotującego się mleka, zagotować. Ostudzić, przykrywając folią spożywczą.
Miękkie masło utrzeć na puch (można mikserem), stopniowo dodawać ostudzony budyń, cały czas ucierając (miksując). Dodać aromat migdałowy i zmiksować.
Gotowe, ostudzone placki przełożyć masą kremową. Schłodzić przez minimum 3 godziny w lodówce.
Smacznego :)
* można dodać również z 2 łyżki Amaretto, jeśli akurat macie w domu

Przepis pochodzi ze strony klik.


Kawunia z takim ciastem to duet niezastąpiony. 


Przyznam szczerze, że sama sobie narobiłam ochoty na coś słodkiego... Tylko gdzie ja znajdę o tej porze chętnego cukiernika do upieczenia mi ciasta?? Bo mój osobisty, właśnie poszedł spać...

Dobranoc ;)
Munia


instagram @evanorge

Copyright © Creative by Munia